Świąteczną piosenkę nagraną do melodii "Jingle Bells" przez pracowników firmy Drutex (producent okien) znalazłem przez przypadek. Z niedowierzaniem słuchałem naiwnego tekstu, weselnego podkładu, fałszujących wokalistów. Nie chciało mi się uwierzyć, że klip zrobiony w stylistyce weselnego video został upubliczniony przez tak poważną firmę...
Właściwie chciałem nad tym przejść do porządku dziennego, ale zwróciłem uwagę na dwie sprawy: wzmagające się zjawisko obśmiewania tej piosenki na Facebooku oraz... bliską życzliwości reakcję pracowników zaprzyjaźnionej firmy produkcyjnej. Razem ze mną oglądali klip i im to po prostu nie przeszkadzało.
Posłuchałem i obejrzałem jeszcze kilka razy, przeczytałem komentarze pod klipem zamieszczonym na oficjalnym profilu firmy. Bez wątpienia - zarząd, pracownicy oraz wykonawcy, aktorzy drutexowego klipu zostali w Sieci, z okazji Świąt Bożego Narodzenia, ukrzyżowani.
A tymczasem to właśnie oni wygrali. I to w pięknym stylu. Dlaczego?
Zamiast BIO
Muzyką przeróżną zafascynowany od wielu lat. To znaczy od momentu, gdy nauczył się słuchać jej świadomie i odnajdywać w niej Ważne Sprawy. W różnych konstelacjach grał muzykę pop, bluesa, ożywczy funk, piosenkę kabaretową i poetycką, by dojść do etapu spokojnych, nostalgicznych, a czasem intymnych ballad. Przez ostatnie lata skupia się właśnie na solowych występach, prezentując autorski repertuar w ascetycznych aranżacjach. Większość piosenek dotyka tematów morskich i żeglarskich. Ale autor traktuje to jako pretekst i punkt wyjścia do uniwersalnych rozważań o człowieku – jego potrzebach, pragnieniach, kawałkach szczęścia i momentach zwątpienia.
Konkursy i nagrody:
• Przegląd Piosenki Żeglarskiej Forpik - I miejsce (1992),
• VIII Szantaklaus Poznań 2013 - II miejsce,
• Konkurs Piosenki Żeglarskiej EtnoFestiwal Olandia 2014 - I miejsce,
• IX Szantaklaus Poznań 2014 - wyróżnienie,
• XXXV Shanties Kraków 2016 - nominacja do udziału w Festiwalu,
• XXXII Festiwal Piosenki Żeglarskiej Kopyść 2016, Białystok: III nagroda,
• XIX Festiwal Piosenki Żeglarskiej Charzykowy 2016 - II miejsce,
• XXXVI Rafa Radom 2016 - nagroda specjalna,
• XXXIII Kopyść Białystok 2017 - wyróżnienie,
• Szanty nad Zalewem (Tolkmicko) 2017 - II miejsce,
• Szanty pod Żurawiem 2017 - II miejsce,
• Szanty pod Żurawiem 2018 - Grand Prix, XXXVIII Międzynarodowy Festiwal Piosenki Żeglarskiej SHANTIES 2019 w Krakowie - Nagroda im. Moniki Szwai za najlepszy tekst piosenki premierowej.
sobota, 28 grudnia 2013
czwartek, 26 grudnia 2013
Kilka świątecznych nutek
Ot, taka odrobina prywaty. Nie mogę się powstrzymać.
Tym razem świąteczna, rodzinna piosenka traktuje o Gwieździe, która najpierw jest ciemna, a później, z radości rozbłyska Dobrą Nowiną.
Wszystkiego najlepszego!
Tym razem świąteczna, rodzinna piosenka traktuje o Gwieździe, która najpierw jest ciemna, a później, z radości rozbłyska Dobrą Nowiną.
Wszystkiego najlepszego!
Zakochaj się w Warszawie. Choćby w jej kawałkach
Zresztą do dzisiaj mam wątpliwości. Bo asymilacja "słoików" chyba nie przebiega tak jak powinna. Dowodem - puściuteńka Warszawa w okresie Bożego Narodzenia. Słoiki wyjechały, bo to przecież "nie ich miasto". Wrócili do swoich, a na miejscu pozostali prawdziwi warszawiacy. No ale ich - jak wiadomo - do zakochiwania się w Warszawie namawiać nie trzeba. Bo są zakochani. Od zawsze.
Po krótkiej wizycie w warszawskich Fortach Bema ukułem sobie jednak o wiele przystępniejszą interpretację dawnego hasła. Otóż zachęcam nie do zakochania się w Warszawie całej, kompletnej. Bo oczywiście jest w tym mieście sporo do zrobienia.
Ale z powodzeniem można się zakochiwać w wyjątkowo udanych kawałkach.
poniedziałek, 4 listopada 2013
Aviva mija się z prawdą. Szkoda pomysłu
Nagłówek nudny - logo mojego towarzystwa emerytalnego. Z okienka koperty co prawda wyziera moje nazwisko i adres, ale widać, że to korespondencja seryjna, wysyłana do milionów klientów OFE. Coś jednak przykuło moją uwagę.
Dłoń ze stoperem i zapewnienie "Ważna sprawa" uzupełnione obietnicą, że zapoznanie się z tą ważną sprawą zajmie mi ledwie 30 sekund. O, świetny pomysł! - pomyślałem. Aviva wiedząc, że standardową korespondencją trudno przebić się do odbiorców, zwraca uwagę - "mamy istotną informację!"
Nie myśląc wiele postanowiłem sprawdzić na ile precyzyjni byli marketingowcy Avivy, obiecując tę półminutową lekturę. Otworzyłem kopertę i zacząłem mierzyć czas.
Dłoń ze stoperem i zapewnienie "Ważna sprawa" uzupełnione obietnicą, że zapoznanie się z tą ważną sprawą zajmie mi ledwie 30 sekund. O, świetny pomysł! - pomyślałem. Aviva wiedząc, że standardową korespondencją trudno przebić się do odbiorców, zwraca uwagę - "mamy istotną informację!"
Nie myśląc wiele postanowiłem sprawdzić na ile precyzyjni byli marketingowcy Avivy, obiecując tę półminutową lekturę. Otworzyłem kopertę i zacząłem mierzyć czas.
niedziela, 3 listopada 2013
Chcesz pracować? Powiedz nam o sobie wszystko
Żyjemy w aprywatnym świecie. Sami, w Internecie, dzielimy się tym, czego "normalnie" nie powiedzielibyśmy obcemu na ulicy. Co lubimy, co nas irytuje, gdzie byliśmy, dokąd się wybieramy (i dlaczego), co jemy, z kim wiążemy swoją przyszłość... Wszystko.
Wydaje nam się, że swoją prywatnością obdarowujemy tylko "znajomych" na naszej facebookowej liście. Otóż niekoniecznie.
Rekruterzy, czyli specjaliści zajmujący się wyszukiwaniem dobrych kadr, od dawna deklarują, że jednym z istotniejszych źródeł informacji o potencjalnych pracownikach są profile założone przez nich w serwisach społecznościowych.
Na przykładzie wielkiego Amazona możemy prześledzić jak to może wyglądać.
wtorek, 29 października 2013
Rewolucja seksualna. Doskonale przygotowana i zaplanowana
Możecie być pewni - najbliższe miesiące przyniosą wysyp publikacji, audycji i spotów poświęconych największemu problemowi seksuologicznemu współczesnych mężczyzn - przedwczesnemu wytryskowi. Jak mówią statystyki - skala jest przeogromna. A sama przypadłość jest jeszcze bardziej wstydliwa i generuje więcej negatywnych konsekwencji niż problemy z potencją. Między innymi dlatego, że nie jest zarezerwowana głównie dla panów w średnim wieku, a dotyka w dużej mierze ludzi młodych, dla których jakość życia seksualnego ma szczególne znaczenie. Młodzi mężczyźni dotąd byli bezradni, we własnych sypialniach pozostawiając swoje frustracje, wstydząc się swoich problemów, lękając się odrzucenia przez nieusatysfakcjonowane partnerki. Teraz... no właśnie, co teraz?
Przyjrzałem się pre-kampanii PR "Nie tylko moment", na razie wypuszczonej w branżowym obiegu. I jestem przekonany, że czeka nas rewolucja... Rewolucja seksualna. A przy okazji - biznesowa.
piątek, 18 października 2013
Anita. (Nie tylko) dla wrażliwych, 30/40-letnich kobiet
Mówię od razu: kobiecy pierwiastek mojej natury drżał coraz mocniej, wraz z kolejnymi zwiewnymi, poetyckimi wersami chyba najbardziej zwiewnej ze zwiewnych polskich wokalistek - Anity Lipnickiej. Wsłuchiwałem się w kolejne słowa, nuty, takty, wzruszenie odbierało mi głos...
Dobra, dość żartów. Powyższe to taka autoironia - rodzaj samczej samoobrony, która musiała być reakcją na spontaniczne uznanie dla nowej płyty Anity.
Bo to jest bardzo dobra płyta. Spójna, bardzo inteligentna, muzycznie wysmakowana, pięknie zaśpiewana i zagrana, starannie nagrana i zmiksowana. Śmiem twierdzić - jedna ze "najszlachetniejszych" krajowych płyt ostatnich lat.
Dobra, dość żartów. Powyższe to taka autoironia - rodzaj samczej samoobrony, która musiała być reakcją na spontaniczne uznanie dla nowej płyty Anity.
Bo to jest bardzo dobra płyta. Spójna, bardzo inteligentna, muzycznie wysmakowana, pięknie zaśpiewana i zagrana, starannie nagrana i zmiksowana. Śmiem twierdzić - jedna ze "najszlachetniejszych" krajowych płyt ostatnich lat.
sobota, 12 października 2013
Wraca nadzieja. Musisz to mieć.
Na rynku muzycznym zrobiło się dziwnie. Popularność zdobywają produkty przemysłu rozrywkowego - wystylizowane panny, które oprócz przeciętnych umiejętności wokalnych nie reprezentują sobą nic, albo zwiewni, malowniczo potargani i zamyśleni chłopcy, swoje proste jękliwe piosenki lokujący w hipsterskim mainstreamie.
A tu nagle - ŁUPS!
A tu nagle - ŁUPS!
Reklama na meczu reprezentacji. Marketingowy hazard czy wyjątkowa strategia?
Co łączy sieć sklepów Biedronka, producenta okien Fakro czy wytwórcę bram Hörmann? Te firmy należą do grupy sponsorów bądź partnerów reprezentacji Polski w piłce nożnej. Ale łączy je jeszcze coś - reklamy tych firm pojawiły się na animowanych tablicach ustawionych dookoła murawy podczas meczu eliminacyjnego Ukraina - Polska. Ściślej - pojawiały się w ostatnich sekundach tego spotkania, kiedy było już wiadomo, że Polacy nie odrobią straconej wcześniej bramki.
Domyślam się, że te i inne reklamy wyświetlały się od początku meczu, ale właśnie te ostatnie minuty (doliczony czas) zaciekawiły mnie najbardziej.
Ostatnie minuty w takiej sytuacji to już nie nadzieja.
To złość, frustracja, przełamanie wcześniejszej iluzji i psychiczny dół. Uczucia (dla zaangażowanych emocjonalnie kibiców) tyleż silne, co negatywne.
Nie potrafię sobie odpowiedzieć na pytanie - dlaczego marketingowcy, zdając sobie sprawę z tragicznego poziomu polskiej reprezentacji i mogąc przewidzieć kolejne klęski, narażają promowane przez siebie marki na tak dużą stratę - wynikającą z fatalnego kontekstu?
Domyślam się, że te i inne reklamy wyświetlały się od początku meczu, ale właśnie te ostatnie minuty (doliczony czas) zaciekawiły mnie najbardziej.
Ostatnie minuty w takiej sytuacji to już nie nadzieja.
To złość, frustracja, przełamanie wcześniejszej iluzji i psychiczny dół. Uczucia (dla zaangażowanych emocjonalnie kibiców) tyleż silne, co negatywne.
Nie potrafię sobie odpowiedzieć na pytanie - dlaczego marketingowcy, zdając sobie sprawę z tragicznego poziomu polskiej reprezentacji i mogąc przewidzieć kolejne klęski, narażają promowane przez siebie marki na tak dużą stratę - wynikającą z fatalnego kontekstu?
środa, 9 października 2013
Amazin czy Amazonk? Czy cieszy nas inwestycja Jeffa Bezosa?
Amazon, światowy potentat handlu internetowego (ale - to ważne - nie działający oficjalnie w Polsce) otworzy w naszym kraju swoje centra logistyczne. Firma założona przez Jeffa Bezosa idzie szeroko - jej nowe placówki w Polsce mają docelowo obsługiwać wysyłkę zakupionych towarów do klientów w całej Europie.
Beneficjentami łaski króla internetowego handlu mają być Wrocław i Poznań, bo właśnie w tych dwu lokalizacjach mają powstać ogromne wysyłkownie.
Pikanterii sprawie dodaje fakt, że Amazon dopiero co bił się z niemieckimi związkowcami, domagającymi się poprawy warunków pracy w niemieckich centrach spedycyjnych amerykańskiego giganta. Zdaje się - grozili też strajkiem w megagorącym, przedświątecznym okresie.
Co zrobił Gigant? Zagrał im na nosie i zapowiedział - "idziemy do Polski". A wchodząc do Polski ogłosił, że jest tym niesamowicie podekscytowany i szczęśliwy z możliwości skorzystania z tych wyjątkowych, cudownych Polaków...
Beneficjentami łaski króla internetowego handlu mają być Wrocław i Poznań, bo właśnie w tych dwu lokalizacjach mają powstać ogromne wysyłkownie.
Pikanterii sprawie dodaje fakt, że Amazon dopiero co bił się z niemieckimi związkowcami, domagającymi się poprawy warunków pracy w niemieckich centrach spedycyjnych amerykańskiego giganta. Zdaje się - grozili też strajkiem w megagorącym, przedświątecznym okresie.
Co zrobił Gigant? Zagrał im na nosie i zapowiedział - "idziemy do Polski". A wchodząc do Polski ogłosił, że jest tym niesamowicie podekscytowany i szczęśliwy z możliwości skorzystania z tych wyjątkowych, cudownych Polaków...
wtorek, 8 października 2013
Kup bieliznę erotyczną. Dla kochanki
Napisała do mnie pani Anna B. Pani Anna pracuje w agencji PR i rozsyła gdzie się da notatki prasowe w imieniu swoich klientów. Tym razem klientem jest internetowy sklep z bielizną, a ja (jako redakcja małego portalu) znalazłem się na medialnej liście wysyłkowej.
Ale do rzeczy. Nieskomplikowana (mówiąc szczerze, PR-owsko naiwna) notka przekonuje o zaletach kupowania bielizny on-line. Zalet wymienia dokładnie siedem. Zainteresowały mnie dwie z nich.
Ale do rzeczy. Nieskomplikowana (mówiąc szczerze, PR-owsko naiwna) notka przekonuje o zaletach kupowania bielizny on-line. Zalet wymienia dokładnie siedem. Zainteresowały mnie dwie z nich.
środa, 2 października 2013
CCC wchodzi na salony. Copywriter Czyni Cuda
Cena Czyni Cuda - z takim hasłem lata temu sieć sklepów z obuwiem postanowiła zdobyć serca i kieszenie Polaków. Z sukcesem. Tanie buty, pozycjonowane wyżej od chińskiej, nietrwałej masówki, choć sprzedawane w nieefektownych sklepach w dyskontowej stylistyce zyskały popularność. Cena uczyniła cuda, a dzięki kojarzonym markom (np. znany wcześniej Lasocki) sieć dystrybucyjna Dariusza Miłka wywalczyła sobie stałe miejsce na rynku. Takie bezpieczne, rzetelne, proste, ale własne - krzesło.
Wygląda na to, że to krzesło zaczęło uwierać w pośladki. CCC uznało więc, że potrzebuje... nie, nie krzesła. Niewystarczająca okazała się też aspiracja do krzesła z tapicerowanym siedziskiem.
Ba, zbyt mało prestiżowy był dla strategów CCC nawet komfortowy fotel.
CCC zapragnęło tronu. Dlatego swoją reklamę umieściło w magazynie Forbes. Żeby było weselej - w tym samym numerze, w którym czytelnicy-topmanagerowie czytają, że dopiero obuwie szyte na miarę w luksusowej brytyjskiej manufakturze jest godnym ich statusu elementem ubioru.
poniedziałek, 30 września 2013
CRM w biurze parafialnym. Proboszcz goni marketerów
Napisał do mnie ksiądz proboszcz. Proboszcz Parafii Farnej, do której - z racji meldunku - oficjalnie należę. List dotarł do mojego domu normalnym listem, ze stemplem urzędu pocztowego w Śremie (?), w zaadresowanej komputerowo kopercie. Obok listu wewnątrz znalazłem ulotkę z programem odpustu.
Ale nie zaproszenie na kościelną uroczystość mnie zaskoczyło, a forma.
Dotąd Kościół w taki sposób ze mną się nie kontaktował.
czwartek, 19 września 2013
Nożem w język. Bo tato musi zapierdalać w Top Chef
Przekleństwa często są elementem dramaturgicznym. W literaturze, kinie, teatrze. Uwiarygadniają pojawiające się postaci. Bez charakterystycznych: k...wy, je...nia, spier...ania bohaterowie albo byliby kompletnie oderwani od swojego środowiska (a przez to - kompletnie nieudani), albo nie byliby w stanie pokazać swojej wielowymiarowości i człowieczeństwa (np. stateczny profesor kardiolog przeklinający okrutnie podczas trudnej operacji).
Pewnie tym samym tropem poszli producenci bardzo ciekawego programu Top Chef (Telewizja Polsat), czyli telewizyjnej rozgrywki profesjonalnych szefów kuchni, przed którymi stawiane są różnego rodzaju zadania kulinarne. Oczywiście jest to obudowane stresującym regulaminem i finalizowane (w przypadku najlepszego z kucharzy) atrakcyjną nagrodą. Kompetentne jury ocenia pretendentów bardzo surowo, a lęk przed usunięciem z programu jeszcze bardziej wzmacnia emocje.
poniedziałek, 16 września 2013
Diesel. Inspirujący klekot
Najpierw było zdziwienie hałasem. Jak to, rejs na jachcie żaglowym, z ciągłym klepaniem klawiatury wielkiego silnika i głośnym szumem zasysanego powietrza?
Potem był podziw, że zabytkowa jednostka napędowa tak dobrze radzi sobie z pchaniem pod fale reprezentacyjnego żaglowca polskich harcerzy, czyli s/y Zawisza Czarny.
Później, podczas wachty przy sterze, było stopniowe poddawanie się hipnotyzującemu rytmowi wolnoobrotowego silnika. Wreszcie - bezwiedne tupanie zgodne z tempem i coraz wyraźniejszy pomysł na piosenkę.
niedziela, 1 września 2013
Celebryctwo zamiast celebry? To może być metoda...
Przez wieki papieże byli jak królowie - zamknięci w murach Watykanu, rzadko podróżujący, ukazujący się wiernym okazjonalnie i w rzeczywistości - mało przystępni. Znakiem czasu była względna normalność Jana Pawła II, który w momencie obejmowania przywództwa Kościoła był pełnym energii mężczyzną w średnim wieku. Napracował się przez te lata, objeżdżając świat w tę i z powrotem, przy okazji - pokazując ludzką twarz kościelnej hierarchii - na nartach, w rozmowach ze zwykłymi ludźmi, w cierpieniu po zamachu. Legendarne były jego żartobliwe, nieformalne "z-okienne" rozmowy z młodzieżą na Franciszkańskiej w Krakowie czy w innych miejscach (bo młodzież do JPII lgnęła i na odwrót).
Ale Papież Franciszek przebił Papieża Polaka o kilka długości. Ostatnie zdjęcie (tzw. słitfocia zrobiona sobie przez kilkoro młodych ludzi właśnie z papieżem), które obiegło świat, jest tego najlepszym dowodem.
Ale Papież Franciszek przebił Papieża Polaka o kilka długości. Ostatnie zdjęcie (tzw. słitfocia zrobiona sobie przez kilkoro młodych ludzi właśnie z papieżem), które obiegło świat, jest tego najlepszym dowodem.
piątek, 16 sierpnia 2013
Piękne. Coraz droższe
Widać kryzys na Mazurach. Nie ma żartów. Jeżeli przy obniżeniu standardów i cięciu kosztów równolegle podnosi się ceny a jednocześnie - uszczelnia system, to może oznaczać tylko to. Nie jest wesoło. Inwestorzy próbują stracić jak najmniej, oszczędzając na czym się da, bardziej pilnując swoich pracowników, a przy tym wszystkim próbując przetrwać na gęstym od konkurencji rynku.
Ciekawe. Radykalne podwyżki, np. do 60 zł za keję w Sztynorcie, nie zniechęcają. Jachtów sporo, jak zawsze. Albo więc dyktujący warunki doskonale wyczuli jak daleko mogą się posunąć, albo wiedzą że ten port wodniaków przyciągał będzie zawsze...
W Mikołajkach jeszcze drożej. Bo o połowę niższa cena cumowania to zmyłka. Dodatkowo płacimy za wc (2 zł), prąd (15 zł), mycie naczyń (3 zł), opróżnienie jachtowej toalety (10 zł). Przy 5-osobowej załodze oznacza to jakieś... 85 zł...
Będzie drożej? Będzie.
Będzie mniej demokratycznie? Będzie.
Zamożniejsi żeglarze będą sobie pozwalali na przybicie do symbolicznej Wioski Żeglarskiej (dając zarobić PZŻ-owi i spółce będącej operatorem portu), a gorzej sytuowani będą cumowali w przysłowiowych krzakach albo na tanich polach biwakowych gdzie infrastrukturę turystyczną w wersji prowizorka-partyzantka zapewniają wytrwali dzierżawcy starający się przez lipiec i sierpień zarobić na pozostałych 10 ciężkich mazurskich miesięcy.
Wtedy każdy będzie na swoim miejscu...
Ciekawe. Radykalne podwyżki, np. do 60 zł za keję w Sztynorcie, nie zniechęcają. Jachtów sporo, jak zawsze. Albo więc dyktujący warunki doskonale wyczuli jak daleko mogą się posunąć, albo wiedzą że ten port wodniaków przyciągał będzie zawsze...
W Mikołajkach jeszcze drożej. Bo o połowę niższa cena cumowania to zmyłka. Dodatkowo płacimy za wc (2 zł), prąd (15 zł), mycie naczyń (3 zł), opróżnienie jachtowej toalety (10 zł). Przy 5-osobowej załodze oznacza to jakieś... 85 zł...
Będzie drożej? Będzie.
Będzie mniej demokratycznie? Będzie.
Zamożniejsi żeglarze będą sobie pozwalali na przybicie do symbolicznej Wioski Żeglarskiej (dając zarobić PZŻ-owi i spółce będącej operatorem portu), a gorzej sytuowani będą cumowali w przysłowiowych krzakach albo na tanich polach biwakowych gdzie infrastrukturę turystyczną w wersji prowizorka-partyzantka zapewniają wytrwali dzierżawcy starający się przez lipiec i sierpień zarobić na pozostałych 10 ciężkich mazurskich miesięcy.
Wtedy każdy będzie na swoim miejscu...
czwartek, 8 sierpnia 2013
Hitlerowcy byli potworami... lepszymi od Sowietów. A wydawnictwo zmarnowało okazję
Kolejna rocznica wybuchu Powstania Warszawskiego jak zwykle wywołała temat tragicznego zrywu na pierwsze strony gazet, czołówki dzienników i (coraz częściej) strony główne serwisów internetowych, honorowe miejsca na blogach i walle wielu użytkowników Facebooka.
Wydawnictwo Rebis natomiast wstrzeliło się dokładnie w datę rocznicy wybuchu Powstania książką Piotra Zychowicza "Obłęd '44". Autor ten zasłynął swego czasu rozważaniami opcji (upraszczając) sojuszu II RP z nazistowskimi Niemcami przełomu lat 30 i 40 ubiegłego wieku. Chodziło oczywiście o sojusz przeciwko bolszewikom.
Zychowicz idąc za ciosem, w ślad za obrazoburczą (no bo przecież z mlekiem matki wyssaliśmy nienawiść do Hitlera) analizą "Pakt Ribbentrop-Beck", postanowił poruszyć Polaków bardzo mocną tezą o zdradzie, której dopuścić się mieli jego zdaniem dowódcy Armii Krajowej (decydujący o rozpoczęciu Powstania) i wspierający ich działania ówczesny premier Stanisław Mikołajczyk.
Oprócz lidera ludowców autor skrupulatnie wylicza winy Tadeusza Bora-Komorowskiego, Antoniego Chruściela czy mającego krew tysięcy mieszkańców Warszawy na rękach Leopolda Okulickiego (jemu dostaje się najbardziej). O legendarnym (wielbionym do dzisiaj) przywódcy AK Zychowicz pisze ze słabo udawanym współczuciem (podnosząc choćby kwestię alkoholizmu "Niedźwiadka"), sugerując bolszewicko-agenturalny charakter działalności Okulickiego.
Wydawnictwo Rebis natomiast wstrzeliło się dokładnie w datę rocznicy wybuchu Powstania książką Piotra Zychowicza "Obłęd '44". Autor ten zasłynął swego czasu rozważaniami opcji (upraszczając) sojuszu II RP z nazistowskimi Niemcami przełomu lat 30 i 40 ubiegłego wieku. Chodziło oczywiście o sojusz przeciwko bolszewikom.
Zychowicz idąc za ciosem, w ślad za obrazoburczą (no bo przecież z mlekiem matki wyssaliśmy nienawiść do Hitlera) analizą "Pakt Ribbentrop-Beck", postanowił poruszyć Polaków bardzo mocną tezą o zdradzie, której dopuścić się mieli jego zdaniem dowódcy Armii Krajowej (decydujący o rozpoczęciu Powstania) i wspierający ich działania ówczesny premier Stanisław Mikołajczyk.
Oprócz lidera ludowców autor skrupulatnie wylicza winy Tadeusza Bora-Komorowskiego, Antoniego Chruściela czy mającego krew tysięcy mieszkańców Warszawy na rękach Leopolda Okulickiego (jemu dostaje się najbardziej). O legendarnym (wielbionym do dzisiaj) przywódcy AK Zychowicz pisze ze słabo udawanym współczuciem (podnosząc choćby kwestię alkoholizmu "Niedźwiadka"), sugerując bolszewicko-agenturalny charakter działalności Okulickiego.
wtorek, 30 lipca 2013
Nie pij w parku! Pij na ulicy!
Ciekawostka.
Trochę na fali publicznej dyskusji o represjach wobec mieszczan spożywających tanie puszkowe piwo na ławkach (strażnicy miejscy polują i wlepiają 100-złotowe mandaty za "picie alkoholu w miejscu publicznym").
W przeciwieństwie do poziomu gruntu, w tym depresyjnym kraju poziom grafiki jest wysoki. Artystyczne tradycje holenderskich szkół, bardzo mocna pozycja holenderskich architektów, dobre wzornictwo...
Zakładam więc, że projektant poniższego znaku chciał przekazać dokładnie to, co zrozumiałem (nie znając cytowanego przepisu).
Czyli:
- za znakiem zakazu pić napojów procentowych nie wolno (za znakiem zakazu jest park),
- za znakiem końca zakazu pić napoje procentowe wolno (znak końca zakazu jest "z drugiej strony" - widoczny dla wychodzących z parku).
Z czego wynika, że władze Amsterdamu chronią ładne parki (w parku ławki, stare drzewa i jakieś nowoczesne rzeźby), za to nie mają nic przeciwko pijącym piwo na "zwykłym" chodniku.
Czy tak jest na pewno?
Nie sprawdzałem.
Nie było pod ręką żadnej Żabki.
Trochę na fali publicznej dyskusji o represjach wobec mieszczan spożywających tanie puszkowe piwo na ławkach (strażnicy miejscy polują i wlepiają 100-złotowe mandaty za "picie alkoholu w miejscu publicznym").
W przeciwieństwie do poziomu gruntu, w tym depresyjnym kraju poziom grafiki jest wysoki. Artystyczne tradycje holenderskich szkół, bardzo mocna pozycja holenderskich architektów, dobre wzornictwo...
Zakładam więc, że projektant poniższego znaku chciał przekazać dokładnie to, co zrozumiałem (nie znając cytowanego przepisu).
Czyli:
- za znakiem zakazu pić napojów procentowych nie wolno (za znakiem zakazu jest park),
- za znakiem końca zakazu pić napoje procentowe wolno (znak końca zakazu jest "z drugiej strony" - widoczny dla wychodzących z parku).
Z czego wynika, że władze Amsterdamu chronią ładne parki (w parku ławki, stare drzewa i jakieś nowoczesne rzeźby), za to nie mają nic przeciwko pijącym piwo na "zwykłym" chodniku.
Czy tak jest na pewno?
Nie sprawdzałem.
Nie było pod ręką żadnej Żabki.
czwartek, 25 lipca 2013
Vaterland. Czyli murek z nagrobków
Stare, solidne budynki gospodarskie o charakterystycznym rozkładzie, wybudowane ponad sto lat temu przez niemieckich gospodarzy, pozostałości niemieckich napisów, dwujęzyczne reklamy biznesów turystycznych wycelowane w niemieckich turystów - tak wyglądają okolice Darłowa.
W tamtejszym muzeum zobaczyć można mapę okolic z przedwojennymi, niemieckimi nazwami miejscowości - w większości podobnymi do polskich.
W tamtejszym muzeum zobaczyć można mapę okolic z przedwojennymi, niemieckimi nazwami miejscowości - w większości podobnymi do polskich.
Zizow - tak nazywała się kiedyś wieś Cisowo. W Cisowie jest kościół. Na pięknym wzgórzu, między nowoczesnymi elektrowniami wiatrowymi jest pięknym elementem krajobrazu z wielowiekową historią - takim wyrazem szacunku do przeszłości.
Oglądam z bliska kościół, jego otoczenie. I mam wątpliwości.
Oglądam z bliska kościół, jego otoczenie. I mam wątpliwości.
piątek, 5 lipca 2013
Manna z nieba, czyli dofinansowanie unijne. Oni jeszcze mają nadzieję
O spadających z nieba unijnych pieniądzach słyszeli wszyscy. Jeżeli nie jako beneficjenci genialnie nadających się do przejedzenia (do)finansowań, jeżeli nie jako odbiorcy licznych niepotrzebnych usług uruchamianych za unijne pieniądze, to przynajmniej jako tzw. "przeciętni Kowalscy" bombardowani propagandą każącą się cieszyć, że COŚTAM powstało za pieniądze z Unii Europejskiej.
Wszedłem w temat nieco głębiej. Nie ukrywam - licząc na to, że jedno z biznesowych przedsięwzięć skorzysta własnie z takiego wsparcia. Nie skorzysta. Ale nie o tym miało być...
Wszedłem w temat nieco głębiej. Nie ukrywam - licząc na to, że jedno z biznesowych przedsięwzięć skorzysta własnie z takiego wsparcia. Nie skorzysta. Ale nie o tym miało być...
wtorek, 2 lipca 2013
Niech nam żyją... zdolni copywriterzy
Sprawa nie jest nowa. Ale i do nienowych spraw warto powracać.
Zatem - nieustające gratulacje dla autora hasła. Chociaż idealnie byłoby pozostawić pierwszy człon, bez tego "patrzenia w lusterko".
Zatem - nieustające gratulacje dla autora hasła. Chociaż idealnie byłoby pozostawić pierwszy człon, bez tego "patrzenia w lusterko".
sobota, 29 czerwca 2013
Za komuny było (w radiu) lepiej. Zgadzam się z Gralakiem
Najnowszy numer miesięcznika Estrada i Studio (periodyk raczej dla ludzi nienormalnych, zakochanych w kabelkach, mikrofonach i innych przedmiotach studyjnych) przynosi bardzo ciekawy wywiad z Antonim "Ziutem" Gralakiem - trębaczem, aranżerem, jedną z najciekawszych postaci muzycznej alternatywy (niezmiennie w doskonałej formie od ponad 30 lat!).
Gralak, wspominając dawne czasy, podkreśla rolę promocyjną Polskiego Radia. To znaczy - podkreśla rolę, jaką Polskie Radio pełniło w ciężkich, nienormalnych, komunistycznych czasach. Przypomina, że to dzięki szefom muzycznym stacji radia publicznego (wówczas - rozgłośni regionalnych działających w ramach Radiokomitetu), nasłuchującym nowości muzycznych i życzliwie nastawionym do nowych nurtów, udawało się cokolwiek uwiecznić w przyzwoitych studyjnych warunkach, a później - materiał ten upubliczniać. Trudno się z nim nie zgodzić i trudno nie westchnąć (myśląc o współczesności).
Gralak, wspominając dawne czasy, podkreśla rolę promocyjną Polskiego Radia. To znaczy - podkreśla rolę, jaką Polskie Radio pełniło w ciężkich, nienormalnych, komunistycznych czasach. Przypomina, że to dzięki szefom muzycznym stacji radia publicznego (wówczas - rozgłośni regionalnych działających w ramach Radiokomitetu), nasłuchującym nowości muzycznych i życzliwie nastawionym do nowych nurtów, udawało się cokolwiek uwiecznić w przyzwoitych studyjnych warunkach, a później - materiał ten upubliczniać. Trudno się z nim nie zgodzić i trudno nie westchnąć (myśląc o współczesności).
sobota, 15 czerwca 2013
Kapować czy nie? Rozterki potencjalnego konfidenta
To zdjęcie jest jak najbardziej realne.
Miniony piątek, godziny wieczorne (ale jeszcze jasno), trasa z Czarnkowa, przez Oborniki do Poznania. Oplandekowany Fiat Ducato, którego wyczynom miałem okazję przyglądać się przez dłuższy czas. Co prawda głównie uciekał mi z oczu, ale kilka akcji widziałem.
Dlatego to zdjęcie. I wątpliwość - co w takim przypadku każdy normalny, odpowiedzialny obywatel powinien zrobić.
sobota, 8 czerwca 2013
Legalizacja marihuany? Amsterdam nie pozwoli
Co roku Amsterdam odwiedzają miliony turystów. Chociaż słowo "turystów" chyba nie do końca precyzyjnie opisuje ściągających tam z całego świata ludzi.
Jestem gotów założyć się, że co najmniej 1/4 z nich kompletnie nie interesują atrakcje historyczne, muzea czy unikalne krajobrazy.
Przyjeżdżają do enklawy wolnej trawy.
Można liczyć na różne sposoby, ale i tak wyjdzie, że legalna sprzedaż marihuany to świetny biznes.
Biznes, który skończyłby się wraz z legalizacją w innych krajach.
Biznes, który jest wart inwestowania w antymarihuanowe lobby.
Czy gracze trawiastego biznesu to robią? Jeżeli nie, to... powinni.
Jestem gotów założyć się, że co najmniej 1/4 z nich kompletnie nie interesują atrakcje historyczne, muzea czy unikalne krajobrazy.
Przyjeżdżają do enklawy wolnej trawy.
Można liczyć na różne sposoby, ale i tak wyjdzie, że legalna sprzedaż marihuany to świetny biznes.
Biznes, który skończyłby się wraz z legalizacją w innych krajach.
Biznes, który jest wart inwestowania w antymarihuanowe lobby.
Czy gracze trawiastego biznesu to robią? Jeżeli nie, to... powinni.
sobota, 1 czerwca 2013
Przyjaciele. Za 3-metrowym płotem, uzbrojeni po zęby
To musi być dla nich koszmar.
Już nie tylko w stolicach mniej cywilizowanych krajów albo tam, gdzie pojawiają się realne zagrożenia.
Również w dużych europejskich miastach - wśród militarnych sojuszników, gospodarczych partnerów i zadeklarowanych przyjaciół...
W Berlinie, w którym Kennedy swego czasu deklarował "jestem berlińczykiem" - ambasada z zaporami przeciwczołgowymi; w Warszawie - może nie aż tak strasznie, ale również - w zauważalnej separacji; w tolerancyjnym Amsterdamie (w spokojnej dzielnicy) konsulat za wysokim płotem.
Oni tak muszą czy po prostu tak chcą?
czwartek, 23 maja 2013
Poznań znikł. Jak łatwo zgubić miasto istniejące od wieków
Niektórzy mówią, że "czego nie ma w Internecie, to nie istnieje". Poszerzmy: "czego nie ma w wyszukiwarce Google, to nie istnieje". Doprecyzujmy: "czego nie ma w usługach Google (między innymi w mapach Google), to nie istnieje".
Otóż donoszę Szanownym Państwu, że... Poznań nie istnieje.
sobota, 18 maja 2013
Chcemy zarobić czy chcemy wydać? O samorządowych łowach na inwestorów, czyli dlaczego Rzeszów kusi lepiej od Poznania
Na łamach tego samego numeru miesięcznika Forbes potencjalnych inwestorów kuszą Województwo Podkarpackie i Miasto Poznań.
Chodzi w gruncie rzeczy o to samo - o przyciągnięcie tych, którzy ulokują swoje pieniądze, stworzą nowe miejsca pracy, dadzą zarobić, zapłacą lokalne podatki, wzmocnią lokalną tkankę biznesową, a przy okazji oczywiście zarobią.
Chodzi w gruncie rzeczy o to samo - o przyciągnięcie tych, którzy ulokują swoje pieniądze, stworzą nowe miejsca pracy, dadzą zarobić, zapłacą lokalne podatki, wzmocnią lokalną tkankę biznesową, a przy okazji oczywiście zarobią.
Warszawskie słoiki. Genialny projekt. Słaba reakcja
Warszawa dała ciała. Ściślej - mieszkańcy Warszawy dali ciała. Dokładniej - warszawskie osobistości dały ciała. Przez grzech zaniechania.
W konkursie na nowy neon - symbol stolicy, wygrał projekt przedstawiający słoiki.
Pojęcie "słoik" ma w Wwie zdecydowanie negatywny wydźwięk. Oznacza osobę przyjezdną, która:
- wychowała się gdzie indziej (czytaj - na prowincji),
- mieszka w stolicy, bo po studiach znalazła tam pracę,
- nie identyfikuje się z problemami "prawdziwych" mieszkańców miasta,
- często zameldowana jest w swojej dawnej pipidówie (i tam płaci podatki),
- zabiera "prawdziwym mieszkańcom" miejsca w przedszkolach, przestrzeń w komunikacji miejskiej, spokój w parkach itd,
- masowo opuszcza stolicę w weekendy czy w przeddzień świąt, by powrócić z torbą albo bagażnikiem wypakowanym słoikami z wałówką od mamy...
Słoiki nie są lubiane. Wysyłane do towarzyskiego getta moszczą się tam, odnajdując w swojej słoikowej kaście namiastkę bezpieczeństwa na wygnaniu. Mur rośnie.
Konkursowy werdykt podgrzał atmosferę. Dotychczasowe animozje wybuchły z nową silą.
A warszawskie Osobistości właśnie zaprzepaściły szansę - by mur rozbić i ze słoików zrobić - również w sferze emocjonalnej - siłę napędową Wielkiej Warszawy.
By przyjezdni zaczęli z miastem utożsamiać się i tworzyć jego legendę.
W konkursie na nowy neon - symbol stolicy, wygrał projekt przedstawiający słoiki.
Pojęcie "słoik" ma w Wwie zdecydowanie negatywny wydźwięk. Oznacza osobę przyjezdną, która:
- wychowała się gdzie indziej (czytaj - na prowincji),
- mieszka w stolicy, bo po studiach znalazła tam pracę,
- nie identyfikuje się z problemami "prawdziwych" mieszkańców miasta,
- często zameldowana jest w swojej dawnej pipidówie (i tam płaci podatki),
- zabiera "prawdziwym mieszkańcom" miejsca w przedszkolach, przestrzeń w komunikacji miejskiej, spokój w parkach itd,
- masowo opuszcza stolicę w weekendy czy w przeddzień świąt, by powrócić z torbą albo bagażnikiem wypakowanym słoikami z wałówką od mamy...
Słoiki nie są lubiane. Wysyłane do towarzyskiego getta moszczą się tam, odnajdując w swojej słoikowej kaście namiastkę bezpieczeństwa na wygnaniu. Mur rośnie.
Konkursowy werdykt podgrzał atmosferę. Dotychczasowe animozje wybuchły z nową silą.
A warszawskie Osobistości właśnie zaprzepaściły szansę - by mur rozbić i ze słoików zrobić - również w sferze emocjonalnej - siłę napędową Wielkiej Warszawy.
By przyjezdni zaczęli z miastem utożsamiać się i tworzyć jego legendę.
niedziela, 12 maja 2013
Świnka Piggy kontratakuje. Jak podkręcić program restauratorki negatywnymi emocjami?
Ona naprawdę kojarzy mi się ze świnką Piggy (oryg. Miss Piggy) z Muppet Show. I to wcale nie za sprawą tuszy. Raczej przez to połączenie blondloków z charakterystyczną mimiką, ekspresją/pretensjonalnością i emocjami. U świnki z kukiełkowego show Hensona była to miłość do Kermita, u znanej restauratorki firmującej popularny program telewizyjny są to emocje różnorakie. Ale na pewno wielkie.
Nasza Miss Piggy stała się ostatnio bohaterką wielkiej medialnej afery, mocno eksponowanej przez Gazetę Wyborczą. Afery, którą można streścić tak: "telewizyjna gwiazda awanturuje się w hotelu, poniża personel i w ogóle zachowuje się chamsko".
Oczywiście, kolejne teksty wywołują lawinę komentarzy (w większości zdecydowanie nieprzychylnych Miss Piggy). A najśmieszniejsze jest to, że komentujący kompletnie nie zdają sobie sprawy z tego, że są wkręcani w sprawną PR-owską akcję.
Nasza Miss Piggy stała się ostatnio bohaterką wielkiej medialnej afery, mocno eksponowanej przez Gazetę Wyborczą. Afery, którą można streścić tak: "telewizyjna gwiazda awanturuje się w hotelu, poniża personel i w ogóle zachowuje się chamsko".
Oczywiście, kolejne teksty wywołują lawinę komentarzy (w większości zdecydowanie nieprzychylnych Miss Piggy). A najśmieszniejsze jest to, że komentujący kompletnie nie zdają sobie sprawy z tego, że są wkręcani w sprawną PR-owską akcję.
czwartek, 2 maja 2013
Jak zarobić na własnym video? Świetny manewr wzmacniający pozycjonowanie marki i 170.000 złotych budżetu na jeden odcinek offowego serialu
Vimeo rozpoczęło intensywne promowanie usługi On Demand. Bardzo zmyślny koncept, a przy okazji doskonały wzór do naśladowania: "jak wywęszyć społeczne nurty i wyjść naprzeciw potrzebom, przekuwając to w atrakcyjny produkt".
środa, 1 maja 2013
Polo TV. Profesjonalizm
Leniwe popołudnie na kanapie. Na jednym z przerzucanych kanałów znajoma twarz. Kanał to discopolowa POLO TV, a twarz? No właśnie... Skąd znam tego człowieka? Aaaa, no przecież - jeden z poznańskich Żuków - Michał Gielniak. To zaskoczenie, nie wiedziałem, że oprócz pracy z Żukami realizuje się również w branży disco polo (której przecież nie śledzę, bo to nie moja bajka). Swoją drogą - rzetelna piosenka, zgodna ze stylistyką - naiwna tekstowo i prosta muzycznie.
To zaskoczenie Gielniakiem skłoniło mnie do poświęcenia POLO TV kolejnych kilkudziesięciu minut. Gratuluję. Bo to dobra telewizja muzyczna.
To zaskoczenie Gielniakiem skłoniło mnie do poświęcenia POLO TV kolejnych kilkudziesięciu minut. Gratuluję. Bo to dobra telewizja muzyczna.
niedziela, 28 kwietnia 2013
Inteligentny. Bardziej
Biorąc pod uwagę ujemną ewolucję poziomu intelektualnego społeczeństw, wynikającą z postępu ułatwiających życie technologii, na takie pytanie:
Należałoby odpowiedzieć:
TAK, nawet bardziej od Ciebie!
wtorek, 23 kwietnia 2013
Święty Marcin. Nie eventem go, a elementarnym kapitalizmem.
Agonię ulicy Święty Marcin widzą wszyscy. Oblepione ogłoszeniami "do wynajęcia" witryny pustych sklepów, opaprane sprajami bramy, śmieci, gruba warstwa piacho-pyłu, unosząca się przy każdym podmuchu wiatru. Kolorystyczna pstrokacizna niegustownych reklam sklepów z używaną odzieżą i przybrudzone barwy logotypów banków, a nawet świeżo posadzone bratki, nie są w stanie odwrócić uwagi od wszechobecnej szarości. I nie jest to szlachetna szarość solidnej murowanej miejskiej tkanki, tylko depresyjna szarość umierającego miasta.
Ulicę Święty Marcin ma uratować oddolna inicjatywa grupy miejskich idealistów, przy delikatnym wsparciu animatorów kultury z Centrum Kultury Zamek.
To nie ma prawa się udać.
Ale można inaczej.
Poczekaj cierpliwie do końca tekstu - będzie recepta.
poniedziałek, 22 kwietnia 2013
Gienek. Jak tysiące Gienków w USA
Posłuchałem sobie płyty Gienka Loski - Białorusina wsławionego występami w telewizyjnych show dla debiutantów. Przed dwoma laty Giennadij wygrał polską edycję programu X Factor. Słusznie, należało się, bo wartościowym wokalistą jest (chociaż przyklejanie doświadczonemu muzykowi łatki debiutanta było lekkim nadużyciem - ale to już inna sprawa).
Płyta DOM (premiera była kilka dni temu) jest banalna. Banalnie tradycyjna, banalnie przewidywalna, banalnie zagrana. Jak jakieś 150.000 podobnych płyt ukazujących się co roku za oceanem.
Rzecz w tym, że tam takich Gienków jest 150.000, a u nas - jeden. W dodatku - zaimportowany. Jednym słowem - towar deficytowy.
Płyta DOM (premiera była kilka dni temu) jest banalna. Banalnie tradycyjna, banalnie przewidywalna, banalnie zagrana. Jak jakieś 150.000 podobnych płyt ukazujących się co roku za oceanem.
Rzecz w tym, że tam takich Gienków jest 150.000, a u nas - jeden. W dodatku - zaimportowany. Jednym słowem - towar deficytowy.
niedziela, 7 kwietnia 2013
Wspaniałe samochody, piękne dziewczyny. I niesmak
To takie typowe podczas imprez targowych. Ekspozycja ze skomplikowanymi obrabiarkami, nowymi wzorami płytek ceramicznych, nowoczesnymi maszynami do udoju. A obok - smukłe, starannie umalowane, z przyklejonymi uśmiechami hostessy. Ich obecność ma osłodzić oglądanie kompletnie nieatrakcyjnych wizualnie przedmiotów.
W przypadku targów motoryzacyjnych chodzi o podkreślenie/uzupełnienie urody nowoczesnych pojazdów.
Kolejne targi za nami. Kolejne targi i... kolejne smutne spostrzeżenia.
wtorek, 26 marca 2013
Chiny. Państwo Środka. Środka świata
Opowieści o wzrastającej potędze Państwa Środka właściwie nam spowszedniały. Do tego stopnia, że nie robi na nas wrażenia, kiedy słyszymy po raz kolejny o chińskich inwestycjach w Europie i Ameryce, o kredytowaniu przez chińskich bankierów nieudolnych polityków starych demokracji, o chińskiej ekspansji w Afryce, o skazanych na porażkę próbach obrony rodzimych producentów przed zalewem tańszej chińszczyzny.
Przywykliśmy. I zapomnieliśmy o tym, że świat się zmienia.
Do porządku przywołać nas może jednak rzut okiem na mapę. Chińską mapę.
Przywykliśmy. I zapomnieliśmy o tym, że świat się zmienia.
Do porządku przywołać nas może jednak rzut okiem na mapę. Chińską mapę.
poniedziałek, 25 marca 2013
Ludzie Zachodu chowają pieniądze przed państwem. My się państwa nie boimy
Już nie tylko Cypryjczycy, ale i Hiszpanie boją się uszczuplenia przez państwo co większych oszczędności, dlatego likwidują depozyty w bankach i zakładają mniejsze lokaty - do 100.000 euro. Odpowiedniej rangi unijni urzędnicy zapewniają, że na oszczędnościach do tej kwoty nikt łapy nie położy.
Tylko czekać, aż podobną strategię obiorą mieszkańcy innych państw Zachodu (świadomie używam tego nadal aktualnego moim zdaniem podziału). Nie łudźmy się, w końcu nawet najbardziej świadome, odpowiedzialne i uporządkowane germańskie społeczeństwa zaczną powątpiewać w lojalność państwa. I na wszelki wypadek zabezpieczą swoje uciułane dziesiątki tysięcy euro.
A co z Polską?
Tylko czekać, aż podobną strategię obiorą mieszkańcy innych państw Zachodu (świadomie używam tego nadal aktualnego moim zdaniem podziału). Nie łudźmy się, w końcu nawet najbardziej świadome, odpowiedzialne i uporządkowane germańskie społeczeństwa zaczną powątpiewać w lojalność państwa. I na wszelki wypadek zabezpieczą swoje uciułane dziesiątki tysięcy euro.
A co z Polską?
niedziela, 17 marca 2013
Feministyczny banał. Pierwsza klasa!
Pierwsze przesłuchanie: Jezuuuu, kolejna dziewczyna, która wyśpiewuje coś o wrednych facetach. Drugie (i kolejne) przesłuchanie(a): znakomita muzyka, świetne teksty. Tak odebrałem nową płytę Marii (już nie Marysi) Sadowskiej "Dzień kobiet".
Przyznaję, mam problem z feministkami. Problem polega na tym, że o ile w większości zgadzam się z ich poglądami (tymi, które mówią o równości płci w różnych aspektach), to uważam, że sposób formułowania idei w ich przypadku działa przeciw tym, którym te idee są najbardziej potrzebne. Szanowne feministki - Wasza agresja przekonanych nie musi przekonywać, a nieprzekonanych - nastawia defensywnie.
Dobra, ale nie o tym miało być.
Przyznaję, mam problem z feministkami. Problem polega na tym, że o ile w większości zgadzam się z ich poglądami (tymi, które mówią o równości płci w różnych aspektach), to uważam, że sposób formułowania idei w ich przypadku działa przeciw tym, którym te idee są najbardziej potrzebne. Szanowne feministki - Wasza agresja przekonanych nie musi przekonywać, a nieprzekonanych - nastawia defensywnie.
Dobra, ale nie o tym miało być.
sobota, 2 marca 2013
Malowany ptak. Dudziak wyśpiewuje wszystko
Dzieckiem będąc czytałem o jej sukcesach za oceanem (na łamach trudnoczytelnego, makulaturowego Jazz Forum), później oglądałem w socjalistycznej TVP jakieś urywki słynnego koncertu z McFerrinem w Kongresowej, jakiś czas potem ogromne wrażenie zrobił na mnie jej koncert wraz chłopakami z Walk Away. Aha, było jeszcze to nieartystyczne spotkanie w Berlinie. Przepuściłem ją w drzwiach apteki. Podziękowała po angielsku :).
Teraz nie mogę otrząsnąć się po lekturze wspomnień Urszuli Dudziak. Wystylizowana, nieco odmłodzona, światowej sławy wokalistka obiecuje na okładce "Wyśpiewam wam wszystko". Obietnicy dotrzymuje.
piątek, 22 lutego 2013
Józef Klimczewski. Milicjant roku
Naczelnik poznańskiej drogówki Józef Klimczewski wypowiedział wojnę pieszym. Klimczewski jest słynny na całą Polskę ze swoich częstych występów telewizyjnych (złośliwi mówią, że niekiedy na jego życzenie pomoc drogowa, dla zachowania dobrej scenografii, czekała z posprzątaniem rozbitych aut).
Teraz zagroził, że policjanci będą srogo karać osoby przechodzące na czerwonym. Oczywiście, chodzi o bezpieczeństwo. Oczywiście - pieszych. Tak przynajmniej twierdzi naczelnik.
A mnie to smuci. Po uruchomieniu radarowych represji mamy kolejną grupę "ofiar", które - miast jednoczyć się z innymi w walce z idiotami stwarzającymi realne zagrożenie na drodze - będą jednoczyć się z... idiotami, w walce z... milicją. Bo tonu p. naczelnika nie można odebrać inaczej jak "milicyjny".
Teraz zagroził, że policjanci będą srogo karać osoby przechodzące na czerwonym. Oczywiście, chodzi o bezpieczeństwo. Oczywiście - pieszych. Tak przynajmniej twierdzi naczelnik.
A mnie to smuci. Po uruchomieniu radarowych represji mamy kolejną grupę "ofiar", które - miast jednoczyć się z innymi w walce z idiotami stwarzającymi realne zagrożenie na drodze - będą jednoczyć się z... idiotami, w walce z... milicją. Bo tonu p. naczelnika nie można odebrać inaczej jak "milicyjny".
wtorek, 5 lutego 2013
Wymuskany tata. Egalitaryzm po poznańsku
Przed furtką zatrzymuje się wymuskane, perfekcyjnie czyste (mimo słoty), wielkie, czarne BMW. Szofer otwiera drzwi. Wysiada wysoki, wymuskany trzydziestokilkulatek. Starannie ułożona fryzura, piekielnie drogi płaszcz z delikatnej wełny, eleganckie spodnie, wyglansowane do granic kosztowne czarne półbuty.
wtorek, 22 stycznia 2013
Poczta Polska, Kościół Katolicki. Jak przegrywać (?) na własne życzenie
Kościół Katolicki w Polsce i Poczta Polska znalazły się wspólnie, w tytule tego posta, nie bez powodu.
Śmiem twierdzić, że obie instytucje, choć różnią się rodzajem świadczonych usług, mają podobny problem.
Mam odwagę o tym mówić i nie szczędzić smutno-krytycznych słów, jako że obie instytucje traktuję jako "moje" - Kościół z racji wiary, Pocztę - z racji narodowości.
poniedziałek, 7 stycznia 2013
Narzekasz na mainstream. Ale czy zapłacisz Wildsteinowi i Barełkowskiemu?
To będzie koniec świata propagandy - zapowiadają odważnie twórcy Telewizji Republika, płatnego kanału adresowanego do widzów o zdecydowanie konserwatywnych czy prawicowych poglądach. Plany są więcej niż konkretne. Telewizja ma ruszyć wiosną, znane jest grono "twarzy" stacji, znamy też ogólny zarys tematyki.
Zaskakujący sukces czytelniczy prawicowego tygodnika "Uważam Rze" nauczył rynek medialny ostrożności w szacowaniu potencjału tej grupy odbiorców, więc na jakiekolwiek zdecydowane oceny jest zbyt wcześnie. Ale nie mogę pozbyć się wrażenia, że zabawa w "te klocki" jest co najmniej ryzykowna. Dlaczego?
Zaskakujący sukces czytelniczy prawicowego tygodnika "Uważam Rze" nauczył rynek medialny ostrożności w szacowaniu potencjału tej grupy odbiorców, więc na jakiekolwiek zdecydowane oceny jest zbyt wcześnie. Ale nie mogę pozbyć się wrażenia, że zabawa w "te klocki" jest co najmniej ryzykowna. Dlaczego?
wtorek, 1 stycznia 2013
Noworoczna cisza. Pełna nadziei
Już nawet nie pamiętam ile razy obiecywałem sobie, że wybiorę się na długi foto-spacer, żeby w noworoczne przedpołudnie zdokumentować wymarłe miasto. To chyba jedyny dzień w roku, z takim leniwym, niezobowiązującym przedłużeniem świtu niemal do południa.
Subskrybuj:
Posty (Atom)