Teraz nie mogę otrząsnąć się po lekturze wspomnień Urszuli Dudziak. Wystylizowana, nieco odmłodzona, światowej sławy wokalistka obiecuje na okładce "Wyśpiewam wam wszystko". Obietnicy dotrzymuje.
Bałem się tej książki. Bo kilka razy naciąłem się na kompletnie nieciekawych wspomnieniach ludzi ciekawych. Bycie znakomitym radiowcem, wybitnym sportowcem, znaną postacią świata polityki itd. nieczęsto idzie w parze z talentem do snucia wartkiej, wciągającej opowieści.
Wspomnienia Urszuli Dudziak nie są wartką opowieścią. To garść nieregularnie dobranych, kompletnie pomieszanych (jeżeli chodzi o chronologię), momentami nieco narcystycznych (jak to u artysty), czasem infantylnych, ale przede wszystkim - totalnie szczerych, mądrych mądrością życiową, opowieści...
Właśnie ta prawda robi największe wrażenie. Kiedy Dudziak pisze o ciężkim zarabianiu na chleb na muzycznych saksach niemal czujemy głód, kiedy pisze o zdradzie męża - Michała Urbaniaka, chcemy obetrzeć łzy z jej policzków, kiedy opisuje swój gorący romans z pisarzem Jerzym Kosińskim - wręcz czujemy się skrępowani mimowolnym uczestnictwem w ekstatycznym, nieco perwersyjnym, intymnym pojedynku między obojgiem.
To bardzo interesujące. Dudziak jest dziecięco prostolinijna w okazywaniu emocji, jest młoda duchem, a jednocześnie dysponuje bezcennym życiowym dystansem, który przyszedł z wiekiem. Tak wiele ma za sobą: niełatwe dzieciństwo, skromne dorastanie, mozół życia młodego artysty, wstrząs związany z totalną zmianą otoczenia, rozpad małżeństwa, szalone zakochanie, samobójczą śmierć kochanka, walkę z chorobą nowotworową. A po drodze milion wyjątkowych sytuacji i wyzwań.
A w tym co pisze wciąż widać uśmiech, pogodę, nadzieję. I nie jest to amerykańskie "I'm fine"...
Ona taka jest. Wiele mnie nauczyła...
Dziękuję Urszulo...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz