Do miasta miał zjechać Znany Zespół, promując swoją najnowszą (bardzo dobrą) płytę.
Jako wierny, od 20 lat, fan tegoż (mam [niemal] wszystkie płyty) Zespołu pobiegłem po bilety.
Nabyłem, a to był ostatni moment, bo potem zabrakło.
Odliczałem dni do koncertu znanego Zespołu.
W dniu koncertu znanego Zespołu już od rana wspominałem sobie, jaki to świetny był poprzedni występ, w tej samej piwnicy koncertowej.
Wieczorem, pozostawiając dzieci pod opieką niezawodnej Pani Asi, wraz z Małżonką udałem się do piwnicy koncertowej z odpowiednim wyprzedzeniem, żeby nie uronić choć jednej nutki ze wspaniałego recitalu.
A godzinę później żałowałem, że w ogóle wychodziłem z domu.
Trzeba było samemu pograć sobie wieczorem na gitarze, byłoby i taniej i przyjemniej.
Bo:
- wokalisty nie było słychać dzięki fatalnemu nagłośnieniu,
- wokalista mylił słowa swoich własnych piosenek (które niestety znałem już z płyty),
- tenże wokalista, grający jednocześnie na gitarze elektrycznej, grał nierówno i w ogóle niechlujnie,
- basista mylił nuty, a jego bas brzmiał jak rozmemłany papuć,
- realizator dźwięku był chyba przyjacielem basisty, bowiem rozmemłany bas dominował niezasłużenie w ogólnym klimacie,
- program koncertu był niespójny, kolejność utworów nie sprzyjała budowie udanej atmosfery,
- ogólnie Znany Zespół zdawał się być wyraźnie rozproszony, nieskupiony i nadmiernie żartobliwy w czasie własnych przekomarzanek na scenie. Nie było energii, nie było emocji.
Mam wrażenie, że podobne odczucia miała przynajmniej pewna część słuchaczy. O ile pamiętam, podczas poprzedniego koncertu w tym samym miejscu Znany Zespół nie był w stanie (przytrzymywany owacjami) zejść ze sceny, Tym razem skończyło się na rytualnym jednym bisie. A po nim - na wyciszających się brawkach, po których wszyscy powrócili do rozmówi o Dupie Maryni albo udali się do szatni.
Jako wierny fan Znanego Zespołu, jak mało kto, mam prawo do głośnego wyrażenia swojego zażenowania i zawodu. Rozumiem, że każdy, nawet bardzo Znany Zespół i Wokalista/Autor, będący jednym z autorytetów polskiej sceny muzycznej, mają prawo do gorszego dnia. Ale dlaczego padło na mnie?
Podpisano:
Wierny fan grupy VOO VOO i Wojciecha Waglewskiego.
Zamiast BIO
Muzyką przeróżną zafascynowany od wielu lat. To znaczy od momentu, gdy nauczył się słuchać jej świadomie i odnajdywać w niej Ważne Sprawy. W różnych konstelacjach grał muzykę pop, bluesa, ożywczy funk, piosenkę kabaretową i poetycką, by dojść do etapu spokojnych, nostalgicznych, a czasem intymnych ballad. Przez ostatnie lata skupia się właśnie na solowych występach, prezentując autorski repertuar w ascetycznych aranżacjach. Większość piosenek dotyka tematów morskich i żeglarskich. Ale autor traktuje to jako pretekst i punkt wyjścia do uniwersalnych rozważań o człowieku – jego potrzebach, pragnieniach, kawałkach szczęścia i momentach zwątpienia.
Konkursy i nagrody:
• Przegląd Piosenki Żeglarskiej Forpik - I miejsce (1992),
• VIII Szantaklaus Poznań 2013 - II miejsce,
• Konkurs Piosenki Żeglarskiej EtnoFestiwal Olandia 2014 - I miejsce,
• IX Szantaklaus Poznań 2014 - wyróżnienie,
• XXXV Shanties Kraków 2016 - nominacja do udziału w Festiwalu,
• XXXII Festiwal Piosenki Żeglarskiej Kopyść 2016, Białystok: III nagroda,
• XIX Festiwal Piosenki Żeglarskiej Charzykowy 2016 - II miejsce,
• XXXVI Rafa Radom 2016 - nagroda specjalna,
• XXXIII Kopyść Białystok 2017 - wyróżnienie,
• Szanty nad Zalewem (Tolkmicko) 2017 - II miejsce,
• Szanty pod Żurawiem 2017 - II miejsce,
• Szanty pod Żurawiem 2018 - Grand Prix, XXXVIII Międzynarodowy Festiwal Piosenki Żeglarskiej SHANTIES 2019 w Krakowie - Nagroda im. Moniki Szwai za najlepszy tekst piosenki premierowej.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz