Punkt obowiązkowy turystów zwiedzających północną Rumunię, tak zwany "wesoły cmentarz" w Săpânța ma swój urok, bez wątpienia. I to niekoniecznie wyrażony w krzykliwym, kolorowym stylu ludowego artysty malującego ikony ozdabiające groby. Interesująca jest już sama idea podtrzymywania narracji związanych z konkretnymi osobami. Cmentarz w Săpânța bardzo wyraźnie przypomina nam, że jesteśmy nie tylko rodzicami, dziadkami, ciociami, wujkami, rodzeństwem czy dziećmi - naszych bliskich. Jesteśmy również członkami społeczności.
Dawna (wiele pokoleń wstecz) inicjatywa lokalnego artysty jest konsekwentnie podtrzymywana, kontynuowana przez następcę.
Zamiast kamiennych płyt i pomników, groby na tym cmentarzu zdobią zwieńczone krzyżem grube deski, ozdobione malunkami opowiadającymi o zmarłych. Niektóre (zwłaszcza starsze) mają charakter płaskorzeźby, większość - bije po oczach jaskrawymi, naiwnymi kolorami.
Na obrazkach - ludzie w swoich społecznych rolach (najczęściej związanych z zawodem), ludzie ze swoimi pasjami, niekedy relacja z wydarzeń, które doprowadziły do ich śmierci. Jak na kronikę wsi XX wieku przystało, obok sylwetek rolników, pasterzy czy drwali, mamy mechaników samochodowych, lekarzy, nauczycieli, urzędników, górników... Ale mamy też wizualizację śmierci trzyletniej dziewczynki pod kołami samochodu (rok 1998), opis wypadku kolejowego, obrazek z samochodem rozbitym po uderzeniu w drzewo czy wojenną relację z egzekucji i odcinania głowy trupowi (brr...).
Każdy z nagrobków opatrzony jest dodatkowo całkiem obszernym opisem, uzupełniającym informacje z obrazka. Mamy więc precyzyjną opowieść, dokładną historię społeczności. Konsekwentną i pewną. Jak śmierć.
W tej lokalnej tradycji kryje się mądrość. Zrozumienie faktu, że należymy do grupy, mamy wobec niej obowiązki, ale... i ona ma wobec nas obowiązek. Zachowania w pamięci.
I chodzi nie tylko o pamięć o znanych osobistościach. W końcu liczą się nie tylko prezydenci, ministrowie, dowódcy, naukowcy, artyści, działacze. Bez piekarzy, nauczycielek, murarzy, weterynarzy, kierowców, sprzedawczyń... nie byłoby społeczności. Bez tej historii nie ma więc teraźniejszości. Nie ma nas...
Przyznaję, kiedyś z lekkim rozbawieniem (a czasem irytacją) spoglądałem na nagrobki naszych cmentarzy, opatrzone inskrypcją np. "mgr inżynier Jan Kowalski" albo "Wojciech Nowak, wieloletni dyrektor administracyjny".
Po wizycie w Săpânța patrzę na to inaczej. Żałuję, że u nas nie ma takich opowieści...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz