Lidl słynie z dobrych reklam i baaaardzo profesjonalnej strategii promocyjnej. Dlatego na przykład po sylwestrowych szaleństwach (przed którymi kusi smakołykami, przekąskami i słodyczami w supercenach) sugeruje powrót do aktywności fizycznej - oczywiście w dresach, obuwiu sportowym i z przyrządami gimnastycznymi ze swojej oferty.
Dlatego nie wierzę w to, że datę rozpoczęcia tygodnia polskiego w Lidlu wyznaczono przez przypadek właśnie na 2 listopada...
Lidl świetnie wyprzedza wzmożenie nastrojów patriotycznych przed Świętem Niepodległości. Lidl wie, że pojawią się flagi, że coś napisze prasa, a telewizje poruszą wątki narodowe. Że w szkołach na lekcji temat (zgodnie z programem nauczania) przewałkują nauczyciele, a na okolicznościowych akademiach zabrzmią odpowiednie wiersze. Akcja sprzedażowa wpisze się więc w ogólną atmosferę.
Co ciekawe - Lidl nie idzie wcale po linii najmniejszego oporu. Nie tylko zachęca swoich klientów do nabywania produktów polskich marek (wędliny, sery, soki, słodycze [w tym rogale świętomarcińskie], miody, czy całkiem współczesne polskie energetyki). Podsuwa im również, w ramach polskiego tygodnia, polską literaturę. Nie tylko rozrywkową i popularną (Bonda, Kalicińska, Grochola), ale i zdecydowanie szlachetniejszą (Szymborska, Herbert, Hłasko).
A to już trąci... misją.
Trochę głupio, że niemiecka sieć supermarketów pokazuje nam - że warto przygotowywać się do Święta Niepodległości. Że warto czasem użyć marketingowych narzędzi w słusznym celu. By pamiętającym utrwalić, a nie pamiętającym - przypomnieć.
------------------
PS. Jakiś czas temu, odpowiadając na udaną kampanię pozycjonującą Lidla, główny konkurent, czyli Biedronka, odpowiedziała udaną kampanią podkreślającą polski rodowód oferowanych produktów. Odwołała się do konsumenckiego patriotyzmu. Wygląda na to, że tym razem Lidl wygrał licytację na patriotyzm.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz