Zamiast BIO

Muzyką przeróżną zafascynowany od wielu lat. To znaczy od momentu, gdy nauczył się słuchać jej świadomie i odnajdywać w niej Ważne Sprawy. W różnych konstelacjach grał muzykę pop, bluesa, ożywczy funk, piosenkę kabaretową i poetycką, by dojść do etapu spokojnych, nostalgicznych, a czasem intymnych ballad. Przez ostatnie lata skupia się właśnie na solowych występach, prezentując autorski repertuar w ascetycznych aranżacjach. Większość piosenek dotyka tematów morskich i żeglarskich. Ale autor traktuje to jako pretekst i punkt wyjścia do uniwersalnych rozważań o człowieku – jego potrzebach, pragnieniach, kawałkach szczęścia i momentach zwątpienia. Konkursy i nagrody: • Przegląd Piosenki Żeglarskiej Forpik - I miejsce (1992), • VIII Szantaklaus Poznań 2013 - II miejsce, • Konkurs Piosenki Żeglarskiej EtnoFestiwal Olandia 2014 - I miejsce, • IX Szantaklaus Poznań 2014 - wyróżnienie, • XXXV Shanties Kraków 2016 - nominacja do udziału w Festiwalu, • XXXII Festiwal Piosenki Żeglarskiej Kopyść 2016, Białystok: III nagroda, • XIX Festiwal Piosenki Żeglarskiej Charzykowy 2016 - II miejsce, • XXXVI Rafa Radom 2016 - nagroda specjalna, • XXXIII Kopyść Białystok 2017 - wyróżnienie, • Szanty nad Zalewem (Tolkmicko) 2017 - II miejsce, • Szanty pod Żurawiem 2017 - II miejsce, • Szanty pod Żurawiem 2018 - Grand Prix, XXXVIII Międzynarodowy Festiwal Piosenki Żeglarskiej SHANTIES 2019 w Krakowie - Nagroda im. Moniki Szwai za najlepszy tekst piosenki premierowej.

poniedziałek, 20 listopada 2017

200 tysięcy bez własnej tablicy. Chełmno nad Nerem - urocze, przerażające

Znacie ten widoczek? Jeżeli jeździcie czasem autostradą między Poznaniem a Warszawą, to pewnie znacie. Proporcjonalny, efektownie oświetlony kościół, wtopiony między niewielkie domostwa skromnej wsi na nadrzecznej, zielonej skarpie. Nawet w jesiennym deszczu wygląda ładnie.

Jedziemy autostradą, mijając tablice informujące, że "stąd jest niedaleko do kopalni soli w Kłodawie" albo "możesz odwiedzić Sanktuarium św. Faustyny".

Ale ta urocza wieś na skarpie nie doczekała się swojej tablicy. Bo ta urocza wieś to Chełmno nad Nerem. Miejscowość, w której działał pionierski (okropnie brzmi to słowo w tym kontekście) ośrodek zagłady - znany też pod nazwą SS-Sonderkommando Kulmhof. Miejscowość, w której zamordowano ok. 200 000 ludzi.


To tutaj testowano i doskonalono metody możliwie szybkiego unicestwiania setek, tysięcy osób - od niemowląt po starców. Żydzi zwożeni z miasteczek wschodniej Wielkopolski chcieli wierzyć w to, że jadą do obozu pracy. Stojąc na dziedzińcu przed ładnym, otoczonym zielenią pałacem, dowiadywali się od niemieckiego komendanta, że przed dalszą podróżą muszą zostać poddani dezynfekcji.
W pomieszczeniach pałacu rozbierali się, oddawali "do depozytu" cały swój dobytek (bo z nim przecież ruszali w nieznane). Sprowadzeni do piwnic pałacu (były tam napisy "do łaźni"), przechodzili wąskim korytarzem na rampę, przy której stały duże ciężarówki. Tutaj już nie było uprzejmości i uspokajającej ściemy. Byli brutalni żandarmi...

Do samochodu mieściło się kilkadziesiąt osób. Po szczelnym zamknięciu drzwi kierowca kierował spaliny do wnętrza i dodawał gazu. Po kilkunastu minutach ciężarówka ruszała do pobliskiego lasu.

Trupy z samochodu wyciągali Żydzi, pracujący w tzw. waldkommando. Rotacja wśród nich była duża. Żeby zminimalizować ryzyko rozniesienia się wieści o masowych mordach, Niemcy co chwila "wymieniali" pracowników.

Tak, dotychczasowych zabijali. To znaczy najpierw kazali grabarzowi kłaść się na stosie ułożonych w jamie trupów, a potem strzelali w głowę.
Dla wielu było to wybawienie... Bo jak żyć, kiedy do ziemnego dołu własnoręcznie wrzuca się nieżywych członków własnej rodziny - rodziców, rodzeństwo, żonę, dzieci?

Czy samochodowe gazowanie skutecznie zabijało? Nie zawsze. Zdarzało się, że przywożone ofiary odzyskiwały przytomność. I choć natychmiast ginęły od strzałów, to mordercom niedoskonałości te jednak przeszkadzały. Więc doskonalili metody pozbawiania życia - by uzyskać jak najlepsze wyniki. Przy okazji doskonalili wciąż metody odzyskiwania i zagospodarowywania zrabowanych pieniędzy, kosztowności, butów, odzieży, przedmiotów mających jakąkolwiek wartość.

Ten pilotaż okazał się bardzo przydatny - w Auschwitz czy Treblince.

200 000

Przy tak wysokich liczbach śmierć staje się czymś abstrakcyjnym.
Niby można próbować sobie wyobrazić zgładzone spore miasto. Całkowicie zgładzone.
Niby można wyobrażać sobie, że każda z ofiar była kimś dla kogoś: rodzicem, dzieckiem, bratem, siostrą, kimś ukochanym - w ten sposób od statystyk przechodząc do zrozumienia, współczucia.

Ale można też spróbować o tym nie myśleć.

Najwyraźniej dla niektórych ten ostatni sposób jest najskuteczniejszy.

W Chełmnie nad Nerem tylko jedna mała tablica wskazuje miejsce, w którym mieści się dzisiaj muzeum.

W Chełmnie nad Nerem do dzisiaj tematem tabu jest historia Stanisława Kaszyńskiego, przedwojennego urzędnika, który dowiedziawszy się o zbrodni na Żydach, słał raporty do AK. Konkretnie - tabu jest nazwisko jednego ze znajomych Kaszyńskiego, który doniósł na niego Niemcom. Nie wypada o nim mówić, żeby nie psuć sobie relacji z jego rodziną...

W lesie, w którym rozsypano prochy dziesiątków tysięcy ludzi (zwłoki zakopane w ziemi zaczęły się rozkładać, trzeba było je wydobyć i spalić), jesienią spotkać można grzybiarzy.

Przejeżdżającym autostradą nic nie przypomina, że to właśnie tu... Żadnej tablicy z informacją, drogowskazu. Jak mówią pracownicy muzeum - do Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad trafiała korespondencja w tej sprawie.

Najwyraźniej nie trafiła...
















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz