Widziałem za to rosnącą falę zachwytu jęczącym adykcyjnie pod nosem artystą z Iwonicza. Widać było, że publika to łyka. Dlatego właśnie po drugiej (podobno najtrudniejszej) płycie spodziewałem się ciągu dalszego, zgodnego z oczekiwaniami fanów, więc - nie dla mnie. Jakże się myliłem...
"Mój dom" jest płytą świetną.
Owszem, maniera wokalna Korteza, która niespecjalnie mnie przekonuje, pozostała. Chociaż - przyznaję - jest jakby mniej natarczywa i mniej rzucająca się w uszy.
Ale to jedyny minus (subiektywny). Cała reszta WIELKI PLUS - od doskonałych i świetnie podanych tekstów, bardzo dobrej i genialnie zaaranżowanej muzyki, poprzez zmyślną konstrukcję całego albumu, po czysto techniczne walory.
Chyba najbardziej zaskoczyła mnie przebojowość tych piosenek. Te kompozycje są gotowe, by zawładnąć masową wyobraźnią, by wejść do kanonu polskich evergreenów w kategorii "hity drugiej dekady XXI w." Mają wszystko, czego potrzeba. Łącznie z odpowiednim współczynnikiem ambitności, niwelującym ryzyko bojkotu ze strony co ambitniejszych pop-słuchaczy.
Pozostaje tylko ten wokal Korteza. No właśnie, gdyby zaśpiewał to ktoś z innym, bardziej "komercyjnym" głosem - byłby komercyjny hit.
Nie będzie.
A może to właśnie dobrze?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz