Piękne przedpołudniowe słońce, optymistyczny szum samochodów,
stukot obcasów przechodzących kobiet za którymi oglądają się zaintrygowani mężczyźni.
Patrzą na to wszystko pracownicy zakładów pogrzebowych, którzy wystawili na chodnik
swoje krzesełka i chłoną ostatnie jesienne ciepło.
Czekają.
Na zmarłych.
Oczywiście nie dosłownie.
Ich rolą jest zaopiekowanie się bliskimi, którzy pojawiają się na ulicy Woźnej,
by załatwić formalności związane z pochówkiem zmarłego.
by załatwić formalności związane z pochówkiem zmarłego.
Ubrani w ciemne garnitury mężczyźni siedzą więc, wypatrując klientów.
Bez pudła wyłapują ich z przypadkowego tłumu. Kwestia doświadczenia...
Bez pudła wyłapują ich z przypadkowego tłumu. Kwestia doświadczenia...
Nie wchodzą sobie w paradę. Każdy zawłaszczył swój kawałek chodnika.
Dopiero po wkroczeniu ofiary na ten kawałek - przystępuje do eleganckiego, pełnego współczucia ataku...
Dopiero po wkroczeniu ofiary na ten kawałek - przystępuje do eleganckiego, pełnego współczucia ataku...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz