Marzenia na poznańskich targach Motor Show były darmo, ale dostępność samochodów - umiarkowana. Szkoda...
Stoiska dealerów popularniejszych marek były w pełni dostępne. Bez problemu można było przymierzyć się do Fiatów, Fordów i... innych na "F" (francuskich ;)). Obsługa stoisk pozwalała również zająć miejsce za kierownicą Skód, Volkswagenów, a nawet tych lepszych Audi.
Ale już kabiny Mercedesów (zwłaszcza tych ciekawszych, drogich wersji) były dobrem limitowanym, a na dotknięcie karoserii Ferrari szans nie było.
Trochę rozumiem, a jednak - nie rozumiem... Przecież wpuszczenie skromnie wyglądającego 15-latka na fotel kierowcy supersamochodu (nawet jeżeli dawać szansę co 20-temu) to kapitalna inwestycja na przyszłość. Sam pamiętam, kiedy w portfelu, zamiast zdjęcia dziewczyny, nosiłem zdjęcie wymarzonej gitary basowej. Wówczas, tak jak teraz to Ferrari dla uczniów prowincjonalnego technikum, kompletnie nieosiągalnej.
Teraz mnie stać na kilka takich gitar...
Teraz mnie stać na kilka takich gitar...
Jestem pewien, szanowni managerowie, że wielu z tych miłośników motoryzacji, którzy dzisiaj zapłacili ciężkie 10-15 złotych za prawo do polizania cukierka przez szybę, za 15 lat wyciągnie z szafy reklamówkę banknotów, żeby skoczyć do salonu po jakiś pojazd.
Oczywiście - prestiżem odpowiadający lokalnemu potentatowi branży mięsnej...
I nie będzie to Ford ani Skoda.
Oczywiście - prestiżem odpowiadający lokalnemu potentatowi branży mięsnej...
I nie będzie to Ford ani Skoda.
Nie wierzycie? Nie chce Wam się po targach przetrzeć szmatką śladów paluchów, wyssać z dywanika naniesionego prowincjonalnymi butami piasku?
Wasza strata...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz