W złej sytuacji są zubożali artyści, żyjący (oprócz słabo opłacanego etatu w instytucji kultury) z dzięsiątków przypadkowych i nieregularnych chałtur. Tu też sytuacja krytyczna.
A co z przedsiębiorcami? Gorzej.
Serio. Jest marnie.
Śmiem twierdzić, że tak wychwalana (i głaskana przy okazji kolejnych kampanii wyborczych) grupa malusieńkich przedsiębiorców (w lwiej części - po prostu samozatrudnionych, ale statystycznie kwalifikowanych do grupy własnego biznesu) stoi na skraju przepaści.
Bo nawet w czasach niewirusowych ledwie wiążą koniec z końcem, zwykle jako podwykonawcy na łasce kapryśnego i chytrego zleceniodawcy. Do pierwszego starcza im na styk, ZUS bezlitośnie pobiera swój haracz, skarbówka nie ma litości i reaguje już na 3-dniowe opóźnienia zapłaty VAT, tygodniowy urlop (taki prawdziwy, bez pracy) jest nieosiągalnym luksusem, a na chorowanie - nie można sobie pozwolić...
Teraz to właśnie oni jako pierwsi padną ofiarą cięć, oszczędności, ograniczenia produkcji, usług. Tak, właśnie oni - nie mający szans na kredyt obrotowy pozwalający przetrwać ciężkie chwile (albo nie potrafiący sobie go załatwić), nie posiadający żadnych oszczędności (ani „firmowych” ani prywatnych), za to - z dziećmi do wykarmienia i rachunkami do zapłacenia...
Tego ciężaru nie odczują w takim stopniu pracownicy etatowi, czy nawet niewidoczni dla systemu „śmieciowy etatowcy” z gastronomii, firm ochroniarskich, sprzątających itd...
Bo „śmieciowym przedsiębiorcom” ktoś kiedyś dał nadzieję i dotąd żyli tą nadzieją.
Teraz niestety przyszedł czas na weryfikację.
Boję się o nich.
Serio. Jest marnie.
Śmiem twierdzić, że tak wychwalana (i głaskana przy okazji kolejnych kampanii wyborczych) grupa malusieńkich przedsiębiorców (w lwiej części - po prostu samozatrudnionych, ale statystycznie kwalifikowanych do grupy własnego biznesu) stoi na skraju przepaści.
Bo nawet w czasach niewirusowych ledwie wiążą koniec z końcem, zwykle jako podwykonawcy na łasce kapryśnego i chytrego zleceniodawcy. Do pierwszego starcza im na styk, ZUS bezlitośnie pobiera swój haracz, skarbówka nie ma litości i reaguje już na 3-dniowe opóźnienia zapłaty VAT, tygodniowy urlop (taki prawdziwy, bez pracy) jest nieosiągalnym luksusem, a na chorowanie - nie można sobie pozwolić...
Teraz to właśnie oni jako pierwsi padną ofiarą cięć, oszczędności, ograniczenia produkcji, usług. Tak, właśnie oni - nie mający szans na kredyt obrotowy pozwalający przetrwać ciężkie chwile (albo nie potrafiący sobie go załatwić), nie posiadający żadnych oszczędności (ani „firmowych” ani prywatnych), za to - z dziećmi do wykarmienia i rachunkami do zapłacenia...
Tego ciężaru nie odczują w takim stopniu pracownicy etatowi, czy nawet niewidoczni dla systemu „śmieciowy etatowcy” z gastronomii, firm ochroniarskich, sprzątających itd...
Bo „śmieciowym przedsiębiorcom” ktoś kiedyś dał nadzieję i dotąd żyli tą nadzieją.
Teraz niestety przyszedł czas na weryfikację.
Boję się o nich.
Nasz kraj nawet w najmniejszym stopniu nie jest przystosowany do prowadzenia biznesów. Już na samym początku własnej działalności napotykamy problemy z biurokracją, która jest ogromna. Przyszedł kryzys wirusowy i nagle wszystko się wali a wiele małych przedsiębiorstw upada. Niestety takie są skutki śmieciowej polityki.
OdpowiedzUsuń