Trzeba było chyba zejść z poziomu abstrakcyjnej, trudno wyobrażalnej grupy etnicznej, na poziom pojedynczych osób. O ile w warszawskim muzeum Polin było to trudne (muzeum z wielkim rozmachem i wielką starannością zajmuje się właśnie całą grupą - piszę o tym TUTAJ), łatwiej przychodziło już w Chełmie nad Nerem (KLIKNIJ, żeby przeczytać). Jeszcze silnej oddziałują prywatne historie i osobiste świadectwa, których nie brakuje w wielu ważnych pozycjach książkowych. Sięgałem po nie z ciekawości i z potrzeby uzupełnienia wiedzy, której brak odczuwałem i nadal odczuwam
Zwiedzanie Josefova - dzielnicy żydowskiej w Pradze, było ważną lekcją. O ile sama dzielnica żydowska, przebudowana na początku XX wieku, z architekturą dobrze znaną choćby z Paryża, niespecjalnie zwraca uwagę, to narracja poświęcona kilkudziesięciotysięcznej żydowskiej społeczności wymazanej z praskiej rzeczywistości - robi wrażenie. O wiele większe niż opowieść o tym, że budynków w dzielnicy żydowskiej świadomie nie wyburzono, chcąc stworzyć tam (zgodnie z życzeniem Hitlera) "Muzeum Wymarłej Rasy". Teorie obłąkanego dyktatora wydają się być abstrakcyjne. Ale losy konkretnych, wymordowanych ludzi - już nie...
Holokaustowi poświęcono ekspozycję w Synagodze Pinkasa. Na niewielkim dziedzińcu - kilka dużych tablic z opisem całej procedury - w jaki sposób wywożono, dokąd trafiali i co się dalej działo z Żydami z Pragi. A wewnątrz świątyni (bardzo skromnej, wręcz ascetycznej), całość uwagi skupia się na dziesiątkach tysięcy nazwisk wypisanych na ścianch. Spokojna, obiektywna czcionka o eleganckim kroju, perfekcyjna, spokojna kaligrafia. I tragedia ukrywająca się za każdym z wpisanych nazwisk...
Na piętrze jeszcze mocniejszy akcent. Galeria obrazków. Nieporadnych, w większości amatorskich - jak ze szkolnej wystawy. Szkice ołówkiem, malunki farbkami. Rzeczy w tym, że traktujące o ostatnich dniach przed śmiercią. Transporty, panorama obozów zagłady, sceny z obozowego życia. A to wszystko skonfrontowane z podobnymi obrazkami (podobnych dzieci?) opowiadających o codziennym życiu albo o wyobrażeniach życia w wyśnionej Palestynie...
Na piętrze jeszcze mocniejszy akcent. Galeria obrazków. Nieporadnych, w większości amatorskich - jak ze szkolnej wystawy. Szkice ołówkiem, malunki farbkami. Rzeczy w tym, że traktujące o ostatnich dniach przed śmiercią. Transporty, panorama obozów zagłady, sceny z obozowego życia. A to wszystko skonfrontowane z podobnymi obrazkami (podobnych dzieci?) opowiadających o codziennym życiu albo o wyobrażeniach życia w wyśnionej Palestynie...
I jeszcze jeden element. Myślę, że najbardziej sugestywny.
Nazwiska ofiar wykaligrafowane na ścianach synagogi i muzealna ekspozycja to przekaz dla tych zdecydowanych, w pewnym sensie już świadomych. Ale nazwiska wygrawerowane na niepozornych metalowych kostkach, wkomponowanych w bruk przed wejściem do praskich kamienic, wchodzą już mocno w tę publiczną przestrzeń.
Są niemym wyrzutem. I przestrogą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz