A co najważniejsze - nieporadność i symboliczny protest Unii Europejskiej, ONZ i USA porównuje się do stanowiska, jakie wówczas Zachód przyjmował wobec ultimatum postawionego Polsce przez hitlerowskie Niemcy.
Społecznościowi komentatorzy nie kryją oburzenia: "tylko tyle?", "UE nic nie robi, jak Francja i Anglia w '39?", "Tusk powiedział tylko to?"...
Faktycznie, to smutne. Pozbawiające złudzeń. Ale należy przyjąć to jako standard. Bo NIKT nie chce wysyłać swoich dzieci na śmierć za obcą sprawę.
Wchodzimy w sferę zwykłych, ludzkich emocji. Dopóki w grę wchodzi "pokojowa" interwencja gdzieś daleko, dopóki wysyłamy do Iraku garstkę ochotników, nie myślimy o tym jak o wojnie.
Tutaj pojawia się takie ryzyko. Ryzyko takiej prawdziwej wojny, w której nie uczestniczy symboliczny kontyngent, a przymusowo uczestniczy masa wojska (i straty już na pewno nie są liczone w pojedynczych trumnach wracających z honorami z bliskiego wschodu).
A takiej prawdziwej wojny nie chcemy, prawda? Nie chcemy ginąć, nie chcemy wysyłać na śmierć naszych dzieci. Dlatego z jednej strony zżymamy się, że "politycy robią tylko tyle", ale z drugiej strony... powinniśmy chyba być im za to wdzięczni.
Bo oni głośno mówią to, co sami w duchu myślimy.
I jesteśmy Zachodem z 1939...
Polacy być może nie myślą o "interwencji" w Iraku jak o prawdziwej wojnie. Irakijczycy na ten temat mają z pewnością odmienne zdanie.
OdpowiedzUsuńTak, oczywiście. TAM jesteśmy najemnikami na luziku, TU - trzęsiemy tyłkami.
Usuń