Niepozorna okładka niedługiej książeczki Czecha Jaroslava Rudiša "Grandhotel" nie rzucała się w oczy na półce. Albo inaczej - przyciągnęła uwagę właśnie taką skromnością i brakiem nadęcia. A z tym przecież kojarzą nam się Czesi, prawda?
Nie zawiedziesz się Drogi Czytelniku. Opowieść, tylko pozornie składająca się z luźnych wątków, łączy się w mozaikę bardzo sugestywnie pokazującą nam prawdę o sąsiadach z południa. A przy okazji - prawdę o nas samych.
Przecież wszyscy wyrośliśmy w Komunie i wciąż jesteśmy mentalnymi niewolnikami Systemu (mówię oczywiście o - tak jak Autor - obecnych 40-latkach). Bo wcale nie dziwią nas historyczne absurdy. Przeciwnie - są dla nas w swoim paranoicznym wyrazie czytelniejsze i łatwiej przyswajalne niż na przykład kapitalistyczna "normalność".
Krytyk celnie porównał życiową spowiedź bohatera książki modnego czeskiego pisarza do monologu Forresta Gumpa. Zgadza się. Taka sama prostolinijność, skupienie na bezpiecznej, wewnętrznej pasji, taka sama życiowa trzeźwość bezlitośnie wydobywająca z "normalnych" ich wady...
No przecież nie będę opowiadał.
Wspomnę tylko, że to piękna uniwersalna opowieść o podążaniu własną drogą, o stoickim poddawaniu się wyrokom losu, wreszcie o koślawej, ale uroczej miłości i o marzeniach. A przy okazji - piękny obrazek historyczny i... geograficzny*.
Polecam.
-----------
* No właśnie, zaskoczyło mnie, że w czeskim Libercu (tam to się dzieje), na górze Ještĕd, ktoś faktycznie wybudował obok starego krzyża "z blaszanym Chrystusem" absurdalny, kosmiczny hotel.
Rzućcie okiem, warto:
Kto nie wierzy, niech wirtualnie odwiedzi tę górę
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz