W piątkowy wieczór do pełnej poznańskiej Brovarii zajrzał ze swoimi współpracownikami niemal-prezydent Ryszard Grobelny. Właściwie ze zwycięstwem w kieszeni, bo przecież wszyscy wiedzieli że jest już właściwie zwycięzcą tego wyścigu.
Nie, nie dostał od nikogo po zębach, nikt też nie rzucił się z prośbą o autograf. Siedział spokojnie, na pewno nie nadużywał.
Los się z nim obszedł łaskawie. Inni, beznadziejnie liczący na ślepy traf, kandydaci, jeszcze siě odrobinę łudzą. Ale w swój sukces wierzą już chyba tylko w tych krótkich momentach, kiedy rozbłyska słońce.
Później, kiedy znów zaczyna padać deszcz, przekonują się, że to jednak Ryszard jest the best...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz